
Space Ace to gra wydana w 1983 roku w formie tzw. laser dysku, na takie platformy jak Amiga, PC (!), Atari ST czy Atari Jaguar. Wypuszczona na rynek zaledwie 4 miesiące po swoim wielkim poprzedniku, czyli Dragon’s Lair, zaskarbiła sobie sympatię graczy w prawie tak samo dużym stopniu. Oczywiście w roku pańskim 2013 mało kto w domu ma jeszcze Atari, stąd możliwość zaznajomienia się z tym tytułem chociażby na Xbox Live, PSN czy Steamie.
Czym w ogóle jest Space Ace? Zacznijmy tradycyjnie od kilku słów o fabule.
Gra zaznajamia nas z przygodami tytułowego Ace’a międzygalaktycznego bohatera. Jego głównym przeciwnikiem jest złowrogi komandor Borf, który… naprawdę potrafi zajść za skórę. Nie dość, że za pomocą specjalnego blastera przemienia Ace’a w dziecko, to jeszcze porywa mu dziewczynę!
Nietrudno więc wywnioskować, że celem naszych trudów jest przywrócenie Ace’owi jego dawnej, męskiej sylwetki i wyswobodzenie pięknej Kimberly.
A w jaki sposób to czynimy? To banalnie proste: wciskamy w odpowiedniej kolejności 5 klawiszy i obserwujemy rozwój akcji.
Gdy gra została wydana, określono ją jako zręcznościową. Jest to jak najbardziej prawda, aczkolwiek posługując się współczesnym, gamingowym żargonem można by stwierdzić, że jest to jeden wielki Quick Time Event. Cała rozgrywka polega (słowem wyjaśnienia czym jest QTE) na wciskaniu odpowiednich klawiszy, które pojawią się na ekranie. Tym samym bierzemy udział w interaktywnym filmie i mamy przyjemność oglądać przygody Ace’a.
Jeśli chodzi o grafikę: jest fantastyczna. Nic w tym dziwnego, skoro autorem oprawy graficznej jest były rysownik-animator Walt’a Disney’a, pan Don Bluth. Mówiąc szczerze, oprawa wizualna to najmocniejszy aspekt Space Ace’a. Oglądanie kreskówkowej grafiki w grze video to dość rzadko spotykane zjawisko, a w tej stylistyce… moim zdaniem cud, miód, orzeszki.
Udźwiękowienie również stoi na wysokim poziomie. Zarówno odgłosy otoczenia, burczenie potworów jak i voice-acting wypadły znakomicie. Podkład muzyczny lecący w tle nadaje grze dość unikatowy klimat i wprowadza nieco podniosły klimat… aż chce się ratować Kimberly!
Na sam koniec parę słów o minusach. Przede wszystkim: długość. Doprawdy nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej przeszedłem grę w … 7 minut. To nie są żarty, dla ludzi nie mających problemów z sekwencjami QTE, jest to gra dwukrotnie do przejścia w kwadrans. Doskonale rozumiem, że animacja wymagała dużo pracy, zaprojektowanie i pomysły też same do głowy nie przychodzą, ale myslę, że można było trochę ten aspekt wydłużyć.
Drugi minus, wynikający z pierwszego, to cena gry. Co prawda nie wiem jak z innych źródeł, ale na Steamie gra kosztuje ok. 11 Euro. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że gra jest, jak już wspomniałem, krótka.
PODSUMOWUJĄC: Space Ace to wspaniała gra na przerwę od dłuższych i poważniejszych produkcji. Nie dziwię się, że w latach 80. robiła furorę. Piękna grafika, świetne udźwiękowienie i ciekawy pomysł tworzą wspaniałą grę zręcznościową zarówno dla młodszych jak i starszych. Koniecznie łapać jak stanieje!
The post Space Ace – Recenzja appeared first on GAMEMAG.PL.