Kiedym jeszcze niewiele wiosen miał na karku, Matka ma zawsze powtarzała: „Synu, odejdź od tego komputera, toż to najczystsza strata czasu!”. Mnie, małego chłopca ślęczącego godzinami przed ekranem, uważała za swoistego ignoranta, rodzinną czarną owcę. Jakże wielkie było jej zaskoczenie, gdy oto jej syn, wydawać by się mogło człowiek odcięty od świata, zaczął błyszczeć swoim refleksem, spostrzegawczością i biegłością językiem obcym. Owe umiejętności nabył właśnie dzięki tym „przeklętym” grom video.
Doprawdy wielce się dziwię, gdy ludzie klasyfikują ten typ rozrywki jako błahy i banalny, wywyższając przy tym literaturę i twórczość filmową. Są zdania, że książki i filmy mogą przekazywać najwyższe wartości w świecie. Udowodnię, że nawet najmniej znane produkcje są w stanie zawrzeć w sobie głębokie przesłania. Generalnie rzecz biorąc, z miłośnikami ruchomego obrazu i zapisanych kartek mogę się zgodzić, aczkolwiek gry video w tej materii również mają wielki potencjał.. Oczywiście, jasną sprawą jest, iż gry przede wszystkim duszę człowieka mają cieszyć, jednakże czemuż to nie połączyć przyjemnego z pożytecznym? Czy coś twórców gier w tej kwestii ogranicza?
Jak się okazuje, dla chcącego nic trudnego. Pewien młodzieniec, imieniem Jason Rohrer jest alternatywnym twórcą gier video. Nie szuka on w świecie rozgłosu, światło reflektorów go nie dosięga. Na pierwszy rzut oka zresztą, wydawać by się mogło, iż jego produkcjami nie da się wejść na salony. Szpetna oprawa wizualna w akompaniamencie 8-bitowej ścieżki dźwiękowej nawet w najmniejszym stopniu nie zachęcają ludzi do obcowania z tymi tytułami.
Rohrer jednak nie stwarza swoich gier ku uciesze tłumów. Pod osłoną nieznośnej muzyki i grafiki wołającej o pomstę do niebios skrył kolosalną ilość aluzji do ludzkiej egzystencji.
W swoich rozważaniach, za przykłady pozwolę sobie wziąć gry Passage i Gravitation.
Ukończenie pierwszej z nich, nawet największym żółtodziobom zajmie nie więcej niż 6 minut. W Passage wcielamy się w postać młodzieńca. Od razu po rozpoczęciu obcowania z tym tytułem, ukazuje się nam kobieta- nasza miłość. Jako jedyny element tej produkcji jest on zauważalny. Czyż nie tak właśnie jest z miłością? Czy poza nią człowiek dostrzega cokolwiek innego?
Po spotkaniu z wybranką serca, przesuwamy się wciąż w prawo, w rzeczywistości nie wiadomo w jakim to celu. Robimy to całą grę, co jest zobrazowaniem tego, iż tak naprawdę nikt nie ma pojęcia po cóż to żyjemy.
Przemierzając wykreowany przez autora świat, odnajdujemy różne skrzynie ze skarbami. Do życia naszego 27-pikselowego bohatera jednak, nie wnoszą niczego wartościowego. Być może jest to metafora braku wartości dóbr materialnych. Otóż co one tak naprawdę wnoszą do ludzkiego życia? Przyziemne szczęście? Dobrobyt przez okres przebywania na Ziemi? Toż to nie wartości.
Pomimo iż w Passage nie przyjdzie nam stawiać czoła żadnym smokom i innym bestiom, droga, którą podążamy pełna jest przeszkód, podobnie jak życie, które to usłane różami nie jest.
Dążąc wciąż w prawo, zauważalne jest starzenie się bohaterów gry. Poczynają się kulić, ich włosy zaczynają przybierać srebrzystą barwę. W pewnym momencie, ukochana bohatera którym to kierujemy, umiera. Odwracając wzrok od nagrobku wybranki serca, nasz samotnik idzie dalej, jednak dużo wolniej, co zapewne jest wynikiem żalu po stracie bliskiej osoby. Przechodząc około 100 metrów ( w grze umieszczono licznik przemierzonego dystansu), nasz 27- pikselowy bohater również odchodzi do lepszego świata.
To, co można powiedzieć o Passage już powiedziałem. Myślę, że słowa Ernest’a Hemingway’a : „Miłość jest największym sensem istnienia” idealnie oddają główny sens tego wytworu Rohrer’a. Co poniektórym może się to wydać mało, ile jednak można oczekiwać po grze nie przekraczającej swoim rozmiarem 2 megabajtów? Jestem zdania, iż jest to wynik co najmniej zadowalający.
Gravitation natomiast, jest grą nieco bardziej rozbudowaną, bez trudu można dojść do wniosku, iż Jason Rohrer poświęcił jej więcej uwagi. Najkrócej rzecz ujmując, w Gravitation, różnymi sposobami poszerzamy swój zasięg wzroku, a gdy już to uczynimy, staramy się wskoczyć jak najwyżej.
Eksplorując nazwijmy to „główne pomieszczenie” widzimy piec i dziewczynkę. Z początku możemy się zastanawiać po cóż to autor umieścił na planszy piec, w którym nic nie można zrobić. Próba przyciągnięcia uwagi czymś bezsensownym? Tego dowiadujemy się w miarę upływu czasu gry. Podobnie w życiu, długo rozważamy sens istnienia różnorakich rzeczy, przedmiotów a ich prawdziwe przeznaczenie odkrywamy czasem po bardzo długim czasie.
Bezsensownie latając po planszy nic nie zdziałamy, aczkolwiek gdy ta mała istota rzuci nam piłkę i na ową mini-grę zdecydujemy się poświęcić chwilę naszego drogocennego czasu, zauważymy poszerzenie się naszego zasięgu wzroku. Ośmielę się wysunąć stwierdzenie, iż zabawa z dziećmi, dorosłym daje tyle samo radości co samym dzieciom. Aluzja gry w piłkę uświadamia nam również, jak bardzo jesteśmy ograniczeni, nie mając nikogo bliskiego i jak wiele korzyści może nam przynieść czas spędzony z tą osobą.
Dostrzeganie coraz większych połaci terenu, zwiększa również wysokość naszego skoku. Dzięki temu dostajemy możliwość zbadania, co też kryje się w górze. Gdy z pomocą skoków uda nam się dostać wystarczająco wysoko, znajdujemy gwiazdy, które można zebrać. Naszemu bohaterowi dają one możliwość niewiarygodnie wysokiego skoku, budząc we mnie wątpliwości, czy przypadkiem nie jest to lot. Wnioskując z tego co w życiu doświadczyłem, tak to właśnie jest. Najgorszy jest początek, potem wszystko przychodzi dużo łatwiej.
Niestety, nie ma róży bez kolców. Gdy znajdujemy się coraz to wyżej i nie uda nam się zebrać jakiejś gwiazdy, nasze pole widzenia kurczy się i jesteśmy zmuszeni wrócić na dół, aby to naprawić. Ludzka egzystencja opiera się na wyborach: albo sukces (np. zawodowy) albo rodzina i bliscy. Niestety, zazwyczaj jedna wartość wyklucza drugą. Prawdą jest, iż są od tego wyjątki, aczkolwiek w większości przypadków ludzie zmuszeni są na którąś z tych wartości się zdecydować.
W tym miejscu, niektóre osoby mogą dostrzec jeszcze inną metaforę. Niepowodzenie w zebraniu gwiazdy można odebrać jako aluzję do małego błędu, który pomimo swej niewielkiej wagi, jest w stanie zniweczyć wszystko, co udało nam się dokonać.
Ponownie decydując się na wyprawę wzwyż, bardziej skupiamy się na uważnych skokach i kolekcjonowaniu gwiazd, po to aby nie powtórzyć swojego wcześniejszego błędu. Gdy jednak znowuż nam się nie uda i nie pozostanie nam nic innego jak powrót do punktu wyjścia, zauważamy braki. Brakuje dziewczynki. Nie ma po niej żadnej pozostałości, po prostu zniknęła. Usiłując wyciągnąć wnioski z powyższej sytuacji, zdaję sobie sprawę, że ślepe dążenie do nieokreślonego nawet celu, może sprawić, że stracimy coś, co jest naprawdę ważne.
W grze umieszczono licznik czasu, który idzie w dół. Sam Gravitation jest chyba grą, której się ukończyć nie da, a nawet jeśli znalazłby się człowiek, który byłby w stanie tego dokonać, zapewne skończyłby mu się czas. Wydaję mi się, że w życiu jest podobnie. Tyle chcielibyśmy przeżyć, tak wiele dokonać, jednak niewielu się ta sztuka udaje, gdyż zegar każdego człowieka dochodzi w końcu do zera…
Więcej przesłań w Gravitation nie znalazłem. Po doświadczeniu zdobytym w obydwu grach Rohrer’a , śmiem wysunąć stwierdzenie, iż ich twórca jest osobą nastawioną do życia pesymistycznie. Miłość w Passage i gra w piłkę w Gravitation wbrew pozorom jest niczym wobec pesymistycznych prawd życiowych.
Ufam, iż swą pracą zdołam uświadomić ludzi, że gry komputerowe również mogą być pełne głębokich przesłań. Jedna tylko kwestia pozostaje dla mnie niejasna: Czy autor umyślnie umieścił w swoich dziełach tyle aluzji do ludzkiej egzystencji? Zapewne nigdy się tego nie dowiem. Jakby jednak na to nie spojrzeć … tak to już w życiu bywa.
„Gry video są stratą czasu dla tych, którzy nie mają nic do roboty”
Ray Bradbury